RemigiuszPajor RemigiuszPajor
212
BLOG

Oświatowy problem

RemigiuszPajor RemigiuszPajor Społeczeństwo Obserwuj notkę 6

Pomysł likwidacji gimnazjów, tak jak pomysł każdej innej zmiany w systemie oświaty wywołał oczywiście protesty nauczycieli. Ale takie są chyba standardy, skoro gdy w ramach szumnego programu czterech reform wprowadzano szkoły gimnazjalne nauczyciele również protestowali. Najwięcej szumu wywołuje też tradycyjnie Związek Nauczycielstwa Polskiego, bo z tego co podają media, to nauczycielska Solidarność zdecydowała się na dalsze rozmowy z rządem. A ja jako szary obywatel obie ręce bym podniósł za likwidacją czegoś, co na siłę wprowadzono nam 17 lat temu.

Oglądając różnego rodzaju zdjęcia z protestów trudno nie odnieść wrażenia, że obecny rząd chce zabić, poćwiartować i pogrzebać polską edukację, a najlepiej jeszcze w bezimiennym grobie. Najbardziej krzyczy ZNP, które protestuje wszędzie i kiedy się da. Ze wsparciem spieszy mu wywodzące się z PRL Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych, a w Szczecinie nawet Partia Razem (tak, ta o której mówi się, że jest neobolszewicka). Co łączy te organizacje? Wszystkie trzy wywodzą się z nurtów lewicowych. W Warszawie nie brakowało powoli cichnącego KOD. Reporter Polsat News w relacji z Wrocławia stwierdził, że hasła protestujących były tak radykalne, że nawet ich nie powtórzy.

Nauczyciele protestują, a przecież i tak wiadomo, że Prawo i Sprawiedliwość, które ma większość w Sejmie zrobi krótko mówiąc co chce. Jednak akurat z postulatem likwidacji gimnazjów w pełni się zgadzam. Sam się uczyłem w gimnazjum i z perspektywy czasu śmiało mogę stwierdzić, że wolałbym być absolwentem ośmioklasowej szkoły podstawowej i czteroklasowego liceum.

Dlaczego? Może dlatego, że gołym okiem widzę, jak zachowuje się wielu dzisiejszych gimnazjalistów. Trzynastolatkowie uważają się za dorosłych, za nic mają autorytety, a poważanie wśród znajomych zdobywają upijając się do nieprzytomności. W sumie… gimnazjum, to gimnazjum, a nie podstawówka dla dzieci. Gimnazjalista w końcu jest już bardzo dorosły i może korzystać ze wszystkich jej przymiotów, jak wyżej wymieniony alkohol, papierosy, seks, a przy tym nie musi chodzić do pracy. Wiele jest też przypadków, gdy to właśnie w gimnazjum uczniowie czują się na tyle „mocni”, że znęcają się nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie nad tymi, którzy są spokojniejsi, albo mają nieco inne ambicje, niż upijanie się w każdą sobotę i uprawianie przygodnego seksu. Czy to nie jest nieudolność obecnego systemu? Czy to nie pokazuje, że miejsce szkół gimnazjalnych powinno być na lekcjach historii? Coraz częściej gimnazjaliści zachowują się w taki sposób, że nawet klasy z mojego rocznika uważane za „ciężkie” w porównaniu z nimi były świetne. A przecież gimnazjum kończyłem sześć lat temu… Oczywiście jest to uogólnienie, bo wielu mamy gimnazjalistów, którym zależy na ukończeniu szkoły z dobrymi wynikami, a nawet jeśli nie mają takich ambicji, to ich zachowanie jest krótko mówiąc przyzwoite. Jednak wydaje mi się, że własnie dla nich lepsze szanse dałyby ośmioklasowe podstawówki i cztero- lub pięcioletnie szkoły średnie.

Poza tym powiedzmy sobie szczerze – PiS likwiduje gimnazja, ponieważ w czasie kampanii wyborczej multum rodziców mówiło, że te szkoły są problemem. Absolutnie nie przemawia do mnie jeden z argumentów ZNP, mówiący, że gimnazja „stanowią źródło lokalnej dumy”. To przepraszam bardzo, podstawówki, licea czy technika nie mogą jej stanowić? Jest na to zakaz? Czy jeśli np. olimpiada historyczna dla gimnazjalistów stanie się olimpiadą historyczną powiedzmy dla uczniów klas VI-VIII, to ktoś na tym ucierpi? Wydaje mi się, że nie.

Co dalej z miejscami pracy? Przecież przy likwidacji gimnazjów, nie zostaną zlikwidowani uczniowie. Do szkół podstawowych dojdą dwie klasy, do średnich jedna. Tam nauczyciele też będą potrzebni. Jeśli zaś chodzi o budynki, to ten problem w większości dotyczy miast. A w większych szkołach miejskich będzie trzeba zapewne na nowo ustalić rejony i przywrócić część zlikwidowanych szkół podstawowych. Na wsiach, w których znajdują się wyłącznie podstawówki będzie więcej klas, a to się wiąże z większą subwencją oświatową. Inaczej może być tam, gdzie są zespoły szkół (podstawówki i gimnazja), ale już szkoły średnie powinny być zadowolone. Problemem, niezależnym od tego czy istnieją gimnazja, jest niż demograficzny. Liczba nauczycieli pozostanie bowiem taka sama, ale do okresu kolejnego wyżu uczniów będziemy mieli coraz mniej. I to jest naprawdę poważny problem, przed którym stoją zarówno ZNP, Solidarność, rząd, jak i samorządy.

Jest jeszcze kolejny problem, o którym związki zawodowe nie mówią. W jednej z telewizyjnych dyskusji usłyszałem ostatnio, że polska szkoła korepetycjami stoi. Niestety to prawda. Konstytucja gwarantuje nam bezpłatną edukację, ale na korepetycje i tak rodzice muszą wydać setki, jeśli nie tysiące złotych. Jednym z powodów takiego stanu rzeczy jest wielkość klas, o czym związki zawodowe często przypominają. I bardzo dobrze. Jednak chyba tylko rodzice i uczniowie zwracają uwagę na fakt, że część problemów leży także niestety w nauczycielach. Są bowiem wspaniali nauczyciele, którzy wymagają, ale z pasją i w odpowiedniej formie potrafią wyłożyć dany temat, budzą tym szacunek uczniów i świetnie potrafią ich przygotować do matury, a są też tacy, którym kolokwialnie mówiąc wykładanie tematu idzie jak po grudzie. Wtedy skarżący się rodzice najczęściej słyszą, że nauczyciel jest wymagający i wszystko jest winą uczniów, co nie zawsze jest prawdą, bowiem jeśli nauczyciel najzwyczajniej w świecie nie potrafi przekazać wiedzy, to nawet najlepszy uczeń ma problemy ze zrozumieniem tematu lekcji.

Problem w oświacie jest i nie można tego ukrywać. Pytanie jednak, jak poradzą z nim sobie rządzący i czy następna ekipa rządowa znów nie zafunduje przemeblowania oświaty na gimnazjalny styl.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo