RemigiuszPajor RemigiuszPajor
230
BLOG

Kościół, który woła o pomoc

RemigiuszPajor RemigiuszPajor Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

Poznań, siedziba zgromadzenia księży Chrystusowców – zakonu, którego charyzmatem jest służba Polakom mieszkającym poza granicami kraju. Prawie 500 jego członków pracuje na  wszystkich kontynentach, w skrajnie różnych warunkach. Prowadzą oni także kilkanaście parafii w zachodniej Polsce, w tym moją. Nie dziwi więc fakt obecności grupy parafian na święceniach diakonatu i prezbiteratu. Razem ze znajomymi stoimy w holu domu głównego. Podchodzi do nas ksiądz pracujący w jednej z zachodnioeuropejskich placówek. Także przybył z kilkoma parafianami i chciał się pożegnać. Przed wyjazdem duszpasterzował przez kilka lat w naszej parafii. – Niech ksiądz do nas wróci. – śmieje się jedna z koleżanek. Duchowny również odpowiada z uśmiechem. Jednak to wypowiedziane po chwili przez jedną z przybyłych z księdzem osób zdanie utkwiło mi w pamięci. – Nam ksiądz jest bardziej potrzebny. Wy tu macie teraz dobrze. – powiedziała kobieta z wyraźnym smutkiem w głosie.

            Nie wątpię w to, że miała rację. W Polsce jeden ksiądz przypada średnio na nieco ponad tysiąc osób. W Stanach Zjednoczonych statystyczny duchowny „obsługuje” 1300 katolików, ale już we Francji średnia ta wynosi ponad 2,5 tysiąca. W Szwajcarii wiele kościołów jest już zamkniętych, a w dużej części tych, które są otwarte służbę pełnią świeccy tzw. „asystencji pastoralni”. W wielu innych krajach sytuacja jest podobna. Na tle europejskich kościołów wspólnota w Polsce w 2012 roku mogła pochwalić się drugą najwyższą (zaraz po Włoszech) liczbą księży. Jednak jak to wygląda w praktyce?

            W dużej mierze zależy to od parafii. I mimo pozytywnego wydźwięku hasła „mamy drugą największą liczbę księży w Europie”, często słychać o kryzysie powołań również nad Wisłą. W mojej parafii posługuje pięciu księży. Liczy ona co prawda 11 tysięcy wiernych, ale na niedzielne msze przychodzi zwykle nieco ponad 2 tysiące osób. Księża mają do obsługi kościół parafialny, trzy filie i kaplicę w szpitalu. W każdym z tych miejsc sprawowana jest niedzielna Msza Święta, a w kościele parafialnym jest ich sześć. Do tego dochodzi kilkanaście duszpasterstw oraz nauka w dwóch szkołach. Trzeba także dużo czasu poświęcić na obsługę samego kościoła, który przecież jest zabytkiem, więc ma swoje wymagania. I w porównaniu z innymi jednostkami kościelnymi to i tak dobra sytuacja. W okolicznych parafiach wiejskich jeden ksiądz przypada często na 3-4 kościoły – wszystko jedno czy duszpasterstwo w danej parafii prowadzi zakon, czy diecezja. Po części brzmi to jak informacja z terenu objętego misją. Może rzeczywiście tak jest?

            Nie lepiej jest w wielu miejscach za granicą. Katoliccy księża w Kazachstanie obsługują także po kilka kościołów, jednak potrafią one być oddalone od siebie nawet o kilkadziesiąt kilometrów. W zlaicyzowanej Francji, gdzie ksiądz nie może chodzić po dworze w sutannie nieużywane kościoły są systematycznie wyburzane. Do największych prześladowań chrześcijan dochodzi oczywiście w Azji.

            W imieniu szeroko pojętej tolerancji religijnej, jak grzyby po deszczu wyrastają w Europie minarety meczetów, które jeśli wierzyć informacjom podawanym przez niszowe media finansowane są przez arabskich szejków. Oczywiście chrześcijanie w niektórych krajach arabskich mogą także liczyć na specjalne traktowanie. Od 2014 roku za wwiezienie biblii do Arabii Saudyjskiej grozi obcokrajowcowi kara śmierci. Kary grożą za prywatne praktykowanie wyznań innych niż islam. Nie ma za to kar za praktykę w świątyniach. Przyczyna jest prosta – w tym kraju nie uświadczysz świątyni innego wyznania niż islamskie. Niewielkie kapliczki znajdują się jedynie w ambasadach zachodnich krajów. Można być pod wrażeniem „otwartości religijnej” tego państwa, bo nawet w Polsce w czasach stalinizmu nie było aż tak rygorystycznych przepisów antyreligijnych.

            Jeśli już jesteśmy przy komunizmie i jemu podobnych systemach, to wybierzmy się do Chińskiej Republiki Ludowej. „Gość Niedzielny”, wydanie z 8 maja donosi: „Chińskie władze pozwoliły na obchody Jubileuszu Miłosierdzia i otwarcie Drzwi Świętych w prawie wszystkich diecezjach. Jednocześnie nasiliły akcje niszczenia krzyży i zapowiedziały obowiązkową rejestrację wszystkich księży”. Cóż można powiedzieć… Świetna gra pozorów. Zresztą w Chinach działają dwa kościoły – całkowicie podległy władzy kościół oficjalny, kierowany przez Patriotyczne Stowarzyszenie Katolików Chińskich oraz tzw. kościół katakumbowy, nielegalny czy też podziemny pozostający w pełnej jedności ze Stolicą Apostolską. Różnice oczywiście dotyczą m.in. rozbieżności doktryn kościoła katolickiego i Komunistycznej Partii Chin, która to sprzeciwia się mianowaniu biskupów przez Watykan, uznając to za ingerencję obcego państwa w sprawy wewnętrzne ChRL. Jednak na linii Pekin-Watykan od pewnego czasu obserwuje się ocieplenie. Wiele nominacji biskupich obecnie jest uzgadnianych, chociaż np. w 2012 roku arcybiskup Szanghaju za to, że po otrzymaniu sakry biskupiej zrezygnował z członkostwa w PSKCh został przeniesiony do aresztu domowego. Z kolei na kwietniowym zjeździe KPCh prezydent Chin podkreślił, że wszystkie związki religijne muszą uznawać partyjne przywództwo, natomiast członkowie partii powinni być „nieugiętymi marksistowskimi ateistami”. Emerytom z kolei za udział w wydarzeniach religijnych grozi odebranie prawa do poboru świadczeń. Chrześcijaństwo jest szczególnie tępione, ponieważ wg władz nie przystaje do tamtejszych wartości i kultury, chociaż już Toghun Temur – ostatni cesarz dynastii Yuan panujący w XIV wieku życzliwie patrzył na europejskich misjonarzy i nie stawiał większych przeszkód w rozwoju chrześcijaństwa w Państwie Środka. O rozwoju wiary w Chrystusa wbrew partyjnym nakazom może świadczyć chociażby fakt, że w tym roku chrzest w Wigilię Paschalną przyjęło około 20 tysięcy osób!

            Jeszcze większa dyktatura – Korea Północna posiada z kolei jeden kościół. Katedra diecezji Pjongjangu – stolicy państwa jest kościołem propagandowym, pokazywanym zagranicznym turystom jako przejaw wolności religijnej. Sama diecezja nie jest obsadzona, a funkcję administratora na jej terenie pełni arcybiskup Seulu w Korei Południowej. W rządzonym przez dynastię Kimów państwie za posiadanie symboli religijnych, podobnie jak w islamskiej Arabii Saudyjskiej grozi także kara śmierci, choć znane są przypadki wysyłania ludzi do obozów koncentracyjnych, w tym najbardziej brutalnego – w Yodok. Do tej pory pokazowe nabożeństwa były „odprawiane” przez świeckich, których wyznaczała do tego partia. Jednak w grudniu ubiegłego roku między kościołem, a rządem zawarto porozumienie, na mocy którego w większe święta księża dojeżdżający z południa będą mogli sprawować Eucharystię dla tamtejszej, nielicznej grupy katolików. Pierwsza po zawarciu porozumienia miała być sprawowana w tegoroczną Wielkanoc. Nie widziałem jednak informacji na ten temat, więc nie mam pojęcia, czy została ona odprawiona.

            Organizacja „Pomoc Kościołowi w potrzebie” co rusz donosi o kolejnych atakach czy problemach wyznawców Chrystusa. I tak w Kamerunie, aby dotrzeć do niektórych parafii ksiądz potrzebuje 18 godzin jazdy samochodem. W Turcji niszczone są chrześcijańskie zabytki. W Jemenie zamordowano cztery zakonnice, które rozdawały chleb potrzebującym. W Etiopii ci, którym duchowni nieśli pomoc podpalają i pustoszą kościoły. W Syrii tysiące chrześcijan uciekają przed islamistami. Zresztą Daesh – tzw. Państwo Islamskie również nie przebiera w środkach, mordując każdego, kto nie chce przyjąć wiary Mahometa.

            Kto by jednak przejmował się tym w pięknej i tolerancyjnej Europie, w której mniejszości coraz częściej mają więcej praw, niż większość. W imię poprawności politycznej niemiecka telewizja publiczna z opóźnieniem podaje informacje o traktowaniu kobiet przez arabskich emigrantów, a biskupka Kościoła Szwecji (największy kościół tradycji luterańskiej na świecie), która wychowuje ze swoją konkubiną syna, chce zdejmować krzyże w kościołach kierowanej przez siebie Diecezji Sztokholmskiej, a wieszać drogowskazy na Mekkę, co ma być ukłonem wobec emigrantów. W imię poprawności politycznej jesteśmy bombardowani frazesami o tolerancji, a każdy kto powie, że według niego nie powinno stawiać się w Polsce meczetów zostanie wyzwany od najgorszych. W imię tej samej poprawności nie słychać, żeby ktokolwiek walczył o prawo do postawienia choćby jednego kościoła w Arabii Saudyjskiej.

            W porównaniu z innymi krajami kościół w Polsce może rzeczywiście trzyma się dobrze. Czy jednak zastanawialiśmy się, jakby wyglądało nasze życie, gdyby to w naszym kraju kościół był w potrzebie? Gdyby u nas w takim stopniu prześladowano wyznawców Chrystusa? Warto się nad tym zastanowić i wyciągnąć odpowiednie wnioski, zanim jeszcze nie jest za późno.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo